Ostatnio jedna ze współpracujących ze mną osób (za moment ją też Wam przedstawię) nasunęła mi ciekawy temat a mianowicie kobiety, przyszłe lub obecne matki w weterynarii, z czym się spotykają i czy warto pomyśleć o zmianach.
Rozmawiałyśmy o tym, że ona z perspektywy młodej kobiety, w
przyszłości matki spotykała się z pewnego rodzaju dyskryminacją ze strony
szefów, szczególnie mężczyzn. Nie chodzi o to, czy dotyczyło jej to osobiście,
czy jej koleżanek ale dała mi przykłady, że taki problem istnieje.
Martyna
„Jak masz zamiar zajść w ciążę to nie mamy o czym rozmawiać…” Takie zdanie padło podczas jednej rozmowy kwalifikacyjnej. To była jawna dyskryminacja. Dla młodej kobiety, młodego lekarza są to bardzo trudne słowa, ale zdaje się, że w tym momencie wcale nie jest ważne czy te dzieci są w planie, czy nie. Czy można oceniać potencjalną kandydatkę tylko przez pryzmat tego, że ma w planie założyć rodzinę? Czy to z góry oznacza, że ta osoba będzie gorszym lekarzem? Że jest mniej warta i nie należy jej wybierać? Czy potencjalnemu pracodawcy wolno aż tak bardzo wchodzić w sferę osobistą kandydatki?
Po pierwsze, nie każda młoda kobieta szuka pracy tylko po to aby za pół roku zajść w ciążę i pójść na zwolnienie. Na początku pracy, raczej chcemy się rozwijać i zdobywać doświadczenie. Po drugie takie stwierdzenia po prostu uwłaczają godności kobiety, od razu stawiając ją na niższej pozycji. Po trzecie zawód lekarza weterynarii jest obciążający psychicznie – ponosimy odpowiedzialność za zdrowie i życie pacjentów, jesteśmy wystawieni na obsługę trudnego klienta (często bez przygotowania), wykonujemy eutanazje itd. Słysząc coś takiego, nawet jeszcze nie na wstępie, pojawia się wyraźny sygnał, że do tych trudności prawdopodobnie dołączy szef.
I tak wracając do pytania na początku- nawet jeśli powiesz, że „nie planujesz”, to co jeśli los postanowi spłatać Ci figla?
To słowa Martyny, która razem ze mną pisze ten artykuł.
No więc mamy tu jedną stronę medalu. Ja wypowiedziałam się trochę bardziej ze strony szefa, bo sama mimo, że jestem kobietą, to dzieci nie mam.
Ze strony szefa sprawa wygląda często tak:
Mam zakład, który jakoś prosperuje (lepiej lub gorzej), mam sporo pracy i pacjentów i chcę zatrudnić pracownika. Szukam lekarza, nawet młodego, którego wykształcę (zaraz po studiach żaden lekarz nie jest samodzielnym pracownikiem) i będę miał w nim wsparcie. Nie mam nic przeciwko kobietom i dzieciom ale boję się, że ja poświęcę najbliższe parę miesięcy na naukę i zaraz tego pracownika stracę, bo powie mi, że jest w ciąży i idzie na rok macierzyńskiego a w najgorszym scenariuszu, kiedy ciąża będzie zagrożona, to taki pracownik może zniknąć nawet na 2 lata a ja mimo, że nie mam dużych kosztów z nim związanych to jednak, muszę tworzyć kolejne stanowisko pracy lub zatrudnić kogoś na określony czas, co wcale nie jest proste.
Jeśli ktoś już kiedyś tak ze mną postąpił, to mój strach jest jeszcze większy i uzasadniony.
A jak sprawa wygląda z perspektywy lekarza weterynarii i matki ?
To pytanie zadałam Magdzie, która również ze mną współpracuje.
Magda
Mam dwoje dzieci. Matką jestem od prawie 9 lat, czyli praktycznie całe swoje życie zawodowe, bo lekarzem weterynarii jestem od 2010 roku.
Czy jest łatwo? Nie.
Dlaczego?
Bo … Praca lekarza weterynarii jest wymagająca sama w sobie. Ze względu na jej usługowy charakter najczęściej wiąże się z koniecznością pracy popołudniami. Tu zaczynają się schody. Zdarzyło mi się pracować w lecznicy, w której przypisano mi większość popołudniowych dyżurów oraz pracę w dwa weekendy w miesiącu. Wtedy najmocniej doświadczyłam problemu z jakim borykają się matki pracujące na wieczorną zmianę, czyli tęsknota i wyrzuty sumienia. Problem staje się poważny, gdy dzieci wchodzą w wiek przedszkolny lub szkolny, gdy jedyny czas pobytu dziecka w domu to popołudnie. Pracując na drugą zmianę, zaczynamy właściwie mijać swoje dzieci. Czułam się z tym źle. Wychodziłam do pracy, gdy moje dziecko jeszcze było w klubie malucha/przedszkolu a wracałam, gdy już spało. Wiem, że nie jestem odosobniona w tych odczuciach. Podczas różnych konferencji, spotykałam się z koleżankami, które też są matkami i które otwarcie mówiły, że każdorazowo, gdy wychodzą na popołudniowy dyżur odczuwają straszne wyrzuty sumienia. Kilkanaście tygodni pracy w takim trybie, sprawiło, że szukałam rozwiązań umożliwiających pracę głównie w godzinach przedpołudniowych.
To nie koniec schodów.
Pomijam sprawy oczywiste, takie jak ogrom obowiązków, które dochodzą matkom. W mojej ocenie, problemem jest brak zrozumienia ze strony osób, które dzieci jeszcze nie mają. Trudno bowiem to sobie wyobrazić jeśli nie doświadczy się tego problemu na własnej skórze. Najlepsze są przykłady z życia. Wyjątkowe emocje mogą bowiem targać matką-lekarzem, gdy do klinki, w której zaraz kończy ona dyżur (np. o godzinie 15:55) wchodzi klient wraz z pacjentem, a na drugim końcu miasta za 30 minut do odebrania jest dziecko. W takim wypadku w głowie ścierają się myśli matki i myśli lekarza. Są one niebywale trudne do pogodzenia.
Wydaje się, że powstaje swego rodzaju konflikt pomiędzy lekarzami wychowującymi dzieci a tymi, którzy ich nie mają.
Ale, ale… chciałabym uniknąć wniosku, że bycie lekarzem i matką zarazem to tylko trud, wyrzuty sumienia i zmęczenie. Odkąd zostałam matką, musiałam nauczyć się systematyczności, odporności na stres i WIELOZADANIOWOŚCI. Macierzyństwo nauczyło mnie lepiej zarządzać czasem i pracować efektywnie. Mało co tak mobilizuje jak świadomość, że o konkretnej godzinie będę MUSIAŁA odebrać dzieci. Co więcej, odczuwam dużą radość jadąc do pracy, która staje się swego rodzaju odskocznią od trudów macierzyństwa. Książki, które czytałam przygotowując się do roli matki, nauczyły mnie lepszego rozumienia potrzeb innych ludzi (a zaczęło się od potrzeb moich dzieci). Wszystko to daje mi ogromną motywację do pracy. Słynny FORBES opublikował artykuł o tym, że generalnie kobiety matki są przez menagerów postrzegane jako bardzo dobrzy pracownicy: „2/5 menagerów uważa, ze kobiety-matki pracują szybciej i są bardziej wielozadaniowe, 3/5 natomiast twierdzi, że są one bardziej zmotywowane i odpowiedzialne”
Aktualnie pracuję w lecznicy, w której brane są pod uwagę potrzeby zarówno lekarzy-matek jak i lekarzy nie posiadających dzieci. Uważam, że to kwestia dobrego zrozumienia wzajemnych potrzeb i właściwego dialogu pomiędzy ludźmi jest sekretem do znalezienia najlepszych rozwiązań.
Tu znowu ja mogę powiedzieć, z własnego doświadczenia jako pracownika, który nie miał dzieci, że faktycznie spotkałam się z tym, że moje prawa były mniejsze i zawsze faworyzowane były osoby z dziećmi.
Czy mnie to denerwowało ?
Trochę tak, bo chciałam równego traktowania i teraz jako szef też nie chciałabym wprowadzać różnic w traktowaniu pracownika z dziećmi lub bez ale jak to Magda pisze, przecież można się dogadać jednak wymaga to wzajemnego zrozumienia i kompromisów.
Czy więc kobiety są dyskryminowane w weterynarii ?
Myślę, że nie do końca ale jednak faworyzowani są mężczyźni i nie chcę aby ktoś pomyślał, że jestem feministką, bo nie jestem ale to co zauważam w pracy z lecznicami to :
- Mężczyzna lekarz weterynarii jest lepiej odbierany i często poważniej traktowany od kobiety lekarza. Rzadziej kwestionuje się jego zalecenia i diagnozy.
- Pracodawca chętniej zatrudnia mężczyznę, bo nie ma zagrożenia, że zajdzie w ciążę, chociaż to dotyczy głównie mężczyzn, bo jeśli szefem jest kobieta, to czasami boi się zatrudnić mężczyznę obawiając się, że nie będzie łatwo być jego przełożonym. Poza tym, mężczyzna częściej odchodzi chcąc założyć własną działalność, niż kobieta.
Pracodawcy zamiast przewidywać, że rozmnażanie jest naturalną koleją rzeczy, zamiast przygotować się na to liczą, że może się to nie zdarzy w najbliższym czasie a później wpadają w panikę, bo nie mają ustalonej strategii w takiej sytuacji a przecież jako pracodawca powinni zadbać o tego pracownika, nawet w takim okresie a nie się na niego obrażać.
Weterynaria to obecnie w większości kobiety, więc ten problem nie zniknie a raczej będzie coraz częstszy i albo nauczymy się jak sobie poradzić z tym wyzwaniem albo będziemy się tym frustrować i popełniać błędy w rozmowach kwalifikacyjnych i podejmować nie najlepsze decyzje zatrudniając pracowników.
Moje wieloletnie obserwacje potwierdzają to, co napisała Magda, kobiety matki pracują często lepiej, wydajniej, są bardziej zaangażowane, szybsze i bardziej odpowiedzialne co często przekłada się na kompetencje ale mają swoje oczekiwania i trzeba nauczyć się je rozumieć.
Lek.wet. Martyna Fleszar
Lek.wet. Magdalena Walewska
Lek.wet. Monika Knoppek